Jeżeli chodzi o matching, to nie trwało to u mnie zbyt długo.
Rodzina, u której obecnie mieszkam, była do mnie dopasowana, jako pierwsza. Nie
musiałam dalej szukać, ponieważ przypadliśmy sobie do gustu.
U kogo ? Gdzie ? Jak ?!
Mieszkam na przedmieściach Nowego Jorku, na Long Island. Do
Manhattanu mam 45 minut podmiejskim pociągiem. Uważam, że lokalizacja jest
bardzo przyjemna, a miasto, w którym mieszkam – jak z filmu. Mamy ogromneee
centrum handlowe (drugie jest w budowie), kilka klubów golfowych, publiczny
basen, boiska do wszelkich gier, wielki uniwersytet, kilka parków. Przy jednej
z ulic znajduje się Starbucks (najbardziej oblegany w całym mieście, chociaż mamy ich więcej), Dunkin Donuts, kilka barów,
restauracje, małe sklepiki. Mamy tu od cholery fastfoodów, mniejszych i
większych domów handlowych, sporo siłowni, kilka kin, do tego wielkie
supermarkety typu TARGET, walmart etc. Domy są piękne, wszystko jest „na bogato”
i wygląda, jak z bajki.
Nasz dom (dom to mało powiedziane … wieeelka hawira, aż
szczęka opada !) stoi samotnie w ślepej uliczce przy polu golfowym, więc widoki
z okna są rewelacyjne i nikt obcy się tu nie kręci. Nie ma to, jak obejrzeć
rozgrywkę golfa, siorbiąc kawę o poranku.
Mieszkam u małżeństwa z trójką
uroczych córek. Bliźniaczki (Alexis i Kaitlyn) mają 4 lata, natomiast starsza –
Samantha – 6 lat. Nie spotyka się tak
szczęśliwych i pełnych optymizmu dzieci. Przynajmniej ja wcześniej nie
spotkałam. Wiadomo, czasami dziewczynki się kłócą i chcą się bić, ale nie trwa
to dłużej niż 3 minuty. Moja praca nie jest dzięki temu skomplikowana. Dzieciaki
mają w sobie tyle entuzjazmu, a głowy aż kipią im od pomysłów, że do tej pory
ani razu nie musiałam wykorzystywać swojej inwencji twórczej do zorganizowania
nam zabawy. Rodzice są bardzo sympatyczni, troskliwi, zabawni. Nie chcę
zapeszać, ale przez ten krótki czas, jak tu mieszkam, ani razu nie poczułam się
źle. Czuję się, jak w rodzinie. Dziewczynki mówią, że mnie kochają, tulą się do
mnie, traktują, jak starszą siostrę. Rodzice dopytują, czy wszystko ok, czy
czegoś potrzebuję, zabierają mnie ze sobą do restauracji, do rodziny, czy
znajomych i ciągle powtarzają, żebym czuła się, jak u siebie.
Aby nie pominąć ważnego szczegółu
– mamy w domu 10letniego psa – Dakotę. Zwierzak jest przezabawny, wystarczy, że
spojrzę na nią o poranku i gęba mi się cieszy. Nie, żeby była jakaś koślawa,
czy coś. Nic z tych rzeczy. Po prostu „uśmiecha się” i „mówi” w taki sposób,
jakby wszystko rozumiała. Rozkłada mnie na łopatki swoim zachowaniem :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz