czwartek, 13 listopada 2014

Koncert The Pretty Reckless !



 8 listopada przyjechała do mnie moja Grażyna z Connecticut (Ada!), dzień spędziłyśmy bardzo miło, bo jedząc. Najpierw lunch w naprawdę świetnej „Famous Famiglia Pizzeria” na Manhattanie (pół lokalu w autografach i zdjęciach znanych ludzi! fartownie usadziłyśmy się pomiędzy Adamem Sandlerem, a drzwiami do męskiej toalety!), następnie cannoli i sernik w jakiejś kawiarni. Po doładowaniu się energetycznym, przeszłyśmy na Times Square, gdzie mieści się Best Buy Theatre. 

Powiem Wam, że dobry rok wyczekiwałam dnia, w którym będę mogła zobaczyć The Pretty Reckless i wspaniałą Taylor Momsen na żywo. Jak bardzo się ucieszyłam, gdy jeszcze w lipcu zobaczyłam, że grają w Nowym Yorku. Brak słów. Kupiłyśmy bilety VIP po 100$ za sztukę na dwa miesiące przed. 

O godzinie 6:00 zostałyśmy zabrane bocznym wejściem (razem z milionem innych osób) na spotkanie z zespołem. Całe dwie minuty w towarzystwie kobiety moich marzeń – umarłam. Zamieniłam kilka słów z basistą, powiedziałam Taylor, jak piękna jest w moich oczach, zrobiliśmy fotkę (na którą wciąż czekam!) i po szczęściu. Myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej, wspaniałe uczucie. Po wyjściu z pomieszczenia, gdzie siedział zespół, dostałyśmy koszulki, opaski na rękę z logo zespołu oraz plakaty z autografami i zabrano nas na główną salę, gdzie miałyśmy chwilę, by ustawić się przy samych barierkach. No dobra, przed nami stały jeszcze jakieś dwa karakany z tłustymi włosami, ale nam nie zasłaniały, bo my wysokie dziewczyny jesteśmy. Przynajmniej amortyzowały uderzanie o barierki.

Przed koncertem TPR były jeszcze dwa suporty – jeden beznadziejny, drugi – Adelitas Way - świetny ! Wokalista porwał tłum, laski szalały, staniki latały, prawdziwy rock’n’roll. O 23:00, kiedy selekcja naturalna zrobiła swoje i kilka osób zostało wyniesionych z sali nieprzytomnych , nareszcie doczekaliśmy się gwiazdy wieczoru ;) Jako VIPy miałyśmy to szczęście, że obsługa koncertu nas poiła zimną wodą, bo gdyby nie to, zapewne nas też by wynieśli. Było potwornie gorąco, duszno, a tłum napierał na nas, jak głupi. W dodatku sporo osób uskuteczniało tzw "crowd surfing", czyli rzucanie się w tłum, który niesie ich pod scenę.  Jakaś gruba bijacz spadła mi na głowę i walczyłam z potwornym bólem szyi przez kolejne 3 dni. Ostatecznie jednak miałam w nosie, że jestem cała mokra od potu (mojego, innych, wszystko jedno…), że moje włosy wyglądają, jakby ktoś nimi umył podłogę, a moje nogi nie dają rady dłużej stać w pionie. Kiedy zobaczyłam Taylor centralnie przede mną, żaden ból już nie miał znaczenia. Zespół ma ogromne pokłady energii, a głos Tay powala na kolana. Byłam podjarana, szczęśliwa i nikt mi tych wspaniałych wspomnień nie odbierze. Koncert skończył się po północy. 

Następnego dnia obudziłam się ze zdartym gardłem i z katarem, z którym do tej pory walczę… ale było cudownie <3 Kolejne marzenie spełnione !!! Zdjęcie z zespołem wstawię za kilka dni, jak się go w końcu doczekam...









 na koniec tak czysto :D

 i my takie piękne i rześkie...





1 komentarz: