8 listopada przyjechała do mnie moja Grażyna z Connecticut
(Ada!), dzień spędziłyśmy bardzo miło, bo jedząc. Najpierw lunch w naprawdę
świetnej „Famous Famiglia Pizzeria” na Manhattanie (pół lokalu w autografach i
zdjęciach znanych ludzi! fartownie usadziłyśmy się pomiędzy Adamem Sandlerem, a
drzwiami do męskiej toalety!), następnie cannoli i sernik w jakiejś kawiarni. Po
doładowaniu się energetycznym, przeszłyśmy na Times Square, gdzie mieści się
Best Buy Theatre.
Powiem Wam, że dobry rok wyczekiwałam dnia, w którym będę
mogła zobaczyć The Pretty Reckless i wspaniałą Taylor Momsen na żywo. Jak
bardzo się ucieszyłam, gdy jeszcze w lipcu zobaczyłam, że grają w Nowym Yorku.
Brak słów. Kupiłyśmy bilety VIP po 100$ za sztukę na dwa miesiące przed.
O godzinie 6:00 zostałyśmy
zabrane bocznym wejściem (razem z milionem innych osób) na spotkanie z
zespołem. Całe dwie minuty w towarzystwie kobiety moich marzeń – umarłam. Zamieniłam
kilka słów z basistą, powiedziałam Taylor, jak piękna jest w moich oczach,
zrobiliśmy fotkę (na którą wciąż czekam!) i po szczęściu. Myślałam, że serce
wyskoczy mi z klatki piersiowej, wspaniałe uczucie. Po wyjściu z pomieszczenia,
gdzie siedział zespół, dostałyśmy koszulki, opaski na rękę z logo zespołu oraz
plakaty z autografami i zabrano nas na główną salę, gdzie miałyśmy chwilę, by
ustawić się przy samych barierkach. No dobra, przed nami stały jeszcze jakieś
dwa karakany z tłustymi włosami, ale nam nie zasłaniały, bo my wysokie
dziewczyny jesteśmy. Przynajmniej amortyzowały uderzanie o barierki.
Przed koncertem TPR były jeszcze dwa suporty – jeden beznadziejny,
drugi – Adelitas Way - świetny ! Wokalista porwał tłum, laski szalały, staniki
latały, prawdziwy rock’n’roll. O 23:00, kiedy selekcja naturalna zrobiła swoje
i kilka osób zostało wyniesionych z sali nieprzytomnych , nareszcie
doczekaliśmy się gwiazdy wieczoru ;) Jako VIPy miałyśmy to szczęście, że
obsługa koncertu nas poiła zimną wodą, bo gdyby nie to, zapewne nas też by
wynieśli. Było potwornie gorąco, duszno, a tłum napierał na nas, jak głupi. W dodatku sporo osób uskuteczniało tzw "crowd surfing", czyli rzucanie się w tłum, który niesie ich pod scenę. Jakaś gruba bijacz spadła mi na głowę i walczyłam z potwornym bólem szyi przez kolejne 3 dni. Ostatecznie jednak miałam w nosie, że jestem cała mokra od potu (mojego, innych,
wszystko jedno…), że moje włosy wyglądają, jakby ktoś nimi umył podłogę, a moje
nogi nie dają rady dłużej stać w pionie. Kiedy zobaczyłam Taylor centralnie
przede mną, żaden ból już nie miał znaczenia. Zespół ma ogromne pokłady
energii, a głos Tay powala na kolana. Byłam podjarana, szczęśliwa i nikt mi tych
wspaniałych wspomnień nie odbierze. Koncert skończył się po północy.
Następnego dnia obudziłam się ze zdartym gardłem i z
katarem, z którym do tej pory walczę… ale było cudownie <3 Kolejne marzenie spełnione !!! Zdjęcie z zespołem wstawię za kilka dni, jak się go w końcu doczekam...
na koniec tak czysto :D
i my takie piękne i rześkie...
Było zacnie <3 Maria !!! :*
OdpowiedzUsuń