poniedziałek, 6 października 2014

Fall Family Festival



Sobotę spędziłam standardowo – w centrum handlowym i na siłowni. Muszę się pochwalić, iż wydałam jedynie 17$ i to na rzeczy, które naprawdę były mi potrzebne (czyt. zapinka do roweru i lunch). Ah – jeszcze doprowadziłam do porządku rower, który znalazłam w garażu.
W niedzielę pojechałam z moją host rodziną na Fall Family Festival do sąsiedniego miasta. Nie powiem, że mnie to zachwyciło, ponieważ przewidziano atrakcje jedynie  dla dzieci, ale czas na pewno spędziłam przyjemniej, niż siedząc w domu i oglądając tv. Pospacerowałam tam kilka godzin po ogrodach. Impreza miała miejsce w parku stanowym, który kiedyś należał do jakiejś bogatej rodziny.  Od groma przestrzeni, szklarni z roślinami, a w centrum villa w 70% oryginalnie umeblowana. Fajnie było pochodzić po tych wszystkich pokojach,  pooglądać zdjęcia ludzi, którzy tam mieszkali w XX wieku. Dla mnie właśnie ten dom był największą atrakcją.  Między babeczką oprowadzającą, a Alexis wywiązał się dialog :

- to był ulubiony pokój pani Coe. Spędzała tu wiele czasu, podoba Ci się ?
-  tak. Ale czemu ona tu już nie mieszka?
- ponieważ umarła dawno temu. Jest w niebie… <chwila namysłu> miejmy taką nadzieję.

No właśnie, miejmy taką nadzieję :D

Wracając wstąpiliśmy do ulubionej restauracji Davida – Passione . Bardzo elegancka, a jedzenie (włoskie) wyśmienite. Tak naprawdę po zjedzeniu przystawek miałam dość. Zaserwowali nam koszyczek z pieczywem z rodzynkami i orzechami, bułeczkami z ciasta na pizzę oraz z małymi kawałkami pizzy i słoiczkiem oliwek. Ja i Tracy wzięłyśmy do tego smażone krążki z kalmarów z gorącym sosem pomidorowym. Na główne danie wybrałam grillowanego łososia podanego na fasolce z suszonymi pomidorami, z pieczonym czosnkiem i liśćmi szpinaku. Przepyszne, nigdy nie jadłam tak rewelacyjnie zgrillowanego łososia. 
Po całym dniu po prostu padłam i nawet nie wiem, kiedy usnęłam. 




ja bym nie mogła tam mieszkać ... zbyt upiornie i ciemno. 








1 komentarz: