Oh, już zapomniałam, jak wygląda mój blog ;D przepraszam, że
tak długo nie pisałam, jednak uwierzcie mi, że naprawdę ciężko znaleźć chwilę,
żeby usiąść i coś napisać, lub po prostu odnaleźć w sobie chęć i wenę do
zrobienia czegoś produktywnego . Rozleniwiłam się przez te święta.
Słowem wstępu mogę się przyznać, że nie byłam na siłowni
prawie miesiąc, a czas, który powinnam poświęcić na ćwiczenia, poświęciłam na
leżenie przed telewizorem i jedzenie słodyczy. Na szczęście już się ogarnęłam, przestałam się objadać i wróciłam na pakjernię,
więc miejmy nadzieję, że niebawem znowu będę wyglądała, jak człowiek.
Święta w USA wyglądają zupełnie inaczej, niż w Europie… w
ogóle nie czułam, że cokolwiek celebrujemy. W Polsce jest gotowanie przez
tydzień, później jedzenie przez kilka dni, cieszenie się czasem spędzonym z
rodziną… tutaj został zamówiony został catering (bardzo mało świąteczny), wszystko zostało orypane jednego dnia i po
świętach. Wigilii się tu nie obchodzi, dopiero Boże Narodzenie. Rano idzie się
do salonu, otwiera prezenty (przez 2 godziny), następnie zaczynają się schodzić
do domu ludzie i ludziska. W temacie prezentów – nie mam pojęcia, po co
dzieciakom aż tyle zabawek. Wydaje mi się, że im więcej się dostaje, tym mniej
się to docenia i mniej to cieszy… ja naprawdę wolałam moje dzieciństwo i dostanie
wymarzonej lalki, bo byłam szczęśliwa i się nią bawiłam. Tutaj dzieciaki rzucają
wszystko w kąt i nie czują wartości pieniądza, ani tego, że ktoś się nawydawał,
żeby sprawić im przyjemność. Tutaj dzieci robią swoją listę rzeczy, które chcą
na gwiazdkę i wszystko dostają… i nie, nie tylko w tej rodzinie, tak tu po
prostu jest przyjęte, w każdym domu.
Po odpakowaniu
prezentów, wszyscy się jako tako ogarnęli i ładnie ubrali, rodziny przybyło w
oka mgnieniu i wszyscy zasiedliśmy do śniadania. Jajka, parówki, szampan
wymieszany z sokiem pomarańczowym, chleb. Naprawdę mało świątecznie, ale ten
szampan – rewelacja. Jak już się kiedyś wzbogacę, to będę tak piła co rano ! Po
śniadaniu - kolejna porcja prezentów, bo
przecież każde wujostwo i dziadostwo przyniosło kilkanaście prezentów na głowę
dla każdego dziecka. Uwierzcie mi, nie było gdzie nogi postawić. Wszędzie
pudła. Po gadaniu, otwieraniu prezentów (ja w tym czasie przycięłam komara, bo
dla mnie oglądanie dzieci otwierających prezenty przez kolejną godzinę wcale
nie było ekscytujące) . Godzina 13:00, przychodzi pora lunchu ! Do domu schodzi
jeszcze więcej ludzi. Serwujemy pierogi, kiełbasę, jakieś pulpeciki w sosie,
piwo, wino. Ania znowu idzie spać. Ludzie chodzą po domu, oglądają nowy basen,
gadają, jak to na spotkaniach rodzinnych. Dzieci biegają i się drą, jak to
dzieci. No i nadchodzi wieczór – kolacja. Myślałam, że będzie ryba … tymczasem
były ziemniaki, makaron z serem, nuggetsy, pieczona wołowina i wieprzowina w
sosie, jakieś warzywa, wino. Po kolacji Ania znowu leży w swoim łóżku. Po pół
godziny schodzę na dół – stół zawalony słodkościami. No to pojadłam. I znowu
poszłam spać… Ludzie poszli po deserze, czyli ok 22:00. Tyle w temacie świąt,
nie ma co, w Polsce są lepsze. I lepsze jedzenie. Tutaj nie ma żadnych
tradycji. Dlatego nie czułam, żeby to było coś wyjątkowego.
Znalazłam Twojego bloga, a właściwie kanał na YT, szukając jakichś relacji dziewczyn, które wyjechały jako au pair do Stanów. Sama jestem w klasie maturalnej i mam zamiar to zrobić, więc szukam info wszelkimi możliwymi drogami. Obejrzałam Twój jeden film, potem drugi, poryczałam się ze śmiechu z historii o mokrych pośladach przez wysoki poziom wody w kiblach, potem siedziałam z otwartą japą i mocno walącym sercem, oglądając Ciebie i Livię hasające po Central Parku i Times Square. Przez kanał trafiłam tu, na bloga.
OdpowiedzUsuńPowiem tak, odwalasz kawał dobrej roboty pisząc te posty. Robisz to z lekkością i poczuciem humoru, można się uśmiać, a przy tym to mega pomoc dla osób zainteresowanych au pair. W ogóle wydajesz się być świetną osobą :D aż żałuję, że prawdopodobnie nie będzie Cię już w US jak ja tam polecę.
Nie mam w zwyczaju komentować postów, ale stwierdziłam, że zapewne miło Ci będzie przeczytać jakiś feedback i poczułam, że ktoś musi Ci podziękować za to, co robisz :D
Tak więc nie przestawaj, trzymam za Ciebie kciuki!
Kaśka